Z cyklu: „Poznaj swego duszpasterza” przedstawiamy – po wywiadzie z ks. Jarkiem - wywiad z ks. Marcinem Czeropskim.
J.B.: I tym razem najlepiej będzie zacząć od początku. Pierwsze lata życia – czyli dzieciństwo. Gdzie je Ksiądz spędził i co z tego okresu najbardziej utkwiło Księdzu w pamięci?
Ks. Marcin: Życzyłbym każdemu dziecku takiego dzieciństwa jak moje. Od urodzenia do czasu pójścia do seminarium mieszkałem na wsi i każdy, kto poznał wieś wie, jak tam jest pięknie.
Mieszkał Ksiądz gdzieś tu w okolicy?
Tak. Za Pruszczem. Tam gdzie się kończy obwodnica - albo zaczyna - jak kto woli. Ale na pewno tam, gdzie będzie się zaczynała autostrada Północ – Południe, czyli Rusocin – Istambuł.
Coś charakterystycznego z dzieciństwa?
Po prostu było normalne. Piękne jest to, że potrafiliśmy się bawić bez komputera i gier telewizyjnych. Chodziliśmy do parku, na kry, nad rzekę, paliliśmy ogniska, piekliśmy jabłka i ziemniaki i można by tak wymieniać bez końca. Tego nie da się i nie chcę wymazać z pamięci.
Ulubione przedmioty w szkole podstawowej?
Wszystkie przedmioty traktowałem równo. Nigdy natomiast nie zapomnę klimatu tamtej wiejskiej szkoły, wokół której rosły drzewa owocowe, a piękny park był tuż obok. Paliło się w kaflowych piecach. Sami wycinaliśmy drzewa, aby potem w warsztatach robić z nich trzonki do grabi i mioteł.
Szkoła nie była więc stratą czasu, a raczej miejscem do którego chętnie Ksiądz chodził?
Tak. Chociaż do dziś pamiętam że panowały tam dość surowe reguły. Kiedyś np. poszliśmy na orzechy do Dyrektora - strząsnęliśmy całe drzewo. Potem wzywał nas po kolei do kancelarii (tak wówczas nazywało się miejsce w którym urzędował Dyrektor). Miał taki pejczyk, którym wypłacił tyle, ile było trzeba. I znalazło się więcej orzechów niż wzięliśmy. Wychowawczyni również używała pomocy „wychowawczych”. No i jakoś dzisiaj nie jestem ani kaleki, ani upośledzony umysłowo. Wręcz przeciwnie. Wtedy normalne było to, że od czasu do czasu się dostawało. I chciałbym pseudo-pedagogom przypomnieć, aby przemocy nie mylić z dyscypliną. Muszę się pochwalić, że dostawałem całkiem sporo i na dobre mi to wyszło.
Czy był Ksiądz ministrantem?
Miałem to szczęście i byłem – 10 lat. W bardzo sympatycznym Kościele – moim parafialnym – w Łęgowie. Kościół – wielki zabytek, daleki od tych kościołów, które widzimy dziś w Trójmieście na nowo budujących się osiedlach. Do tego sympatyczna parafia, sympatyczny Proboszcz, którego bardzo mile wspominam (już ś.p. niestety).
Przejdźmy dalej: szkoła średnia?
I Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku. Fajna klasa, chociaż wychowawczyni miała z nami urwanie głowy. Zajmowaliśmy ostatnie miejsce pod względem średniej i ostatnie pod względem frekwencji. Zainteresowania z tego okresu?
Pszczelarstwo od 13 roku życia.
Skąd takie zainteresowanie. Ktoś w rodzinie zajmował się pszczelarstwem?
Nie wiem dlaczego tak się zafascynowałem pszczelarstwem W rodzinie wujek i dziadek mieli po kilka uli. Ale to nie były jakieś wielkie pasieki. Tak po prostu - spodobało mi się to i wciągnąłem się. Uwielbiam pracować przy pszczołach. Swego czasu miałem 50 uli, dzisiaj niestety mam tylko kilka.
Jakieś zainteresowania poza ulami?
Kiedyś filatelistyka – niestety zaniedbana, no i łowiectwo.
Czy ma Ksiądz rodzeństwo?
Mam trzy młodsze siostry.
Jak się układały Księdza relacje z nimi?
Pozytywnie, choć zdarzały się małe spięcia, jak w rodzeństwie. Wszystkie trzy walczyły z moim bałaganiarstwem.
Skutecznie?
Chyba nie.
Czy przeżywał Ksiądz jakiś okres buntu?
No właśnie nie przeżywałem. Rodzice nie mieli ze mną większych problemów. Dzisiaj przyznaję, że byłem dużo porządniejszy niż teraz.
Gdyby miał Ksiądz opisać w dwóch słowach swój charakter to...
Spokojny człowiek, który ze wszystkimi stara się żyć w zgodzie.
Kiedy pojawiła się myśl o Kapłaństwie?
Jeżeli mówimy o decyzji wiążącej, to w okolicach trzeciej klasy szkoły średniej.
Jak – w jednym zdaniu - scharakteryzowałby Ksiądz Seminarium?
Na początku trudno mi było zaakceptować plan dnia, ale później seminarium stało się dla mnie drugim domem.
Temat pracy magisterskiej.
„Funkcje świeckich w liturgii”. Chociaż pierwotnie miał być „Spór o przynależność Diecezji Gdańskiej”.
Po święceniach trafił Ksiądz do Pruszcza?
Tak trafiłem do parafii, w której Prymicję miał ks. Jarek. Tam spędziłem 4 lata. Potem przyszedłem do Osowej.
Czy mógłby Ksiądz krótko opisać podobieństwa i różnice między tymi dwiema parafiami?
Właściwie to wszystkie parafie są bardzo podobne. W Osowej zauważyłem ogromne zaangażowanie osób świeckich – to wielki plus tej parafii, ale to niesie ze sobą niebezpieczeństwo niezdrowych ambicji i niestety takowe zjawisko też tutaj zauważyłem.
Ksiądz na polu tej działalności jest raczej mało widoczny?
Niestety to prawda. Jedno jest tylko zastanawiające: Marcin Czeropski jako kleryk i wikariusz w Pruszczu Gd. zorganizował ok. 15 obozów letnich (niektóre od tzw. „zielonej trawki”), kilka parafialnych wyścigów kolarskich i festynów, w których brało udział po tysiąc osób, wycieczki itd. I nagle po przejściu na parafię w Osowej tenże sam ks. Marcin przestał się udzielać. Nie chcę tego komentować.
Obecne cechy charakteru?
Mam jedną cechę, która może być równocześnie wadą i zaletą. Mianowicie z nawiązką odwzajemniam uczucia – i te pozytywne, i te negatywne. Próbowałem to zmienić, ale jakoś nie wychodzi.
Obecne zainteresowania, spędzanie wolnego czasu.
Pszczelarstwo zostało, doszło łowiectwo i właśnie te dwa zainteresowania się przeplatają. Niestety w przeciwieństwie do moich kolegów bardzo mało podróżuję, wszystkie moje wyjazdy mieszczą się w promieniu 100 km.
Podobno dzieciaki za Księdzem przepadają? Jak Ksiądz to robi?
Nie zauważyłem (uśmiech). Taki już jestem, że lubię z ludźmi rozmawiać, żartować, a dzieci to lubią, choć czasem jestem dla nich surowy i wymagający.
Poczucie humoru – wrodzone czy nabyte?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu jest i staram się, żeby było nadal.
Ulubiona książka?
„Opowieść o prawdziwym człowieku” Borysa Polewoja - każdemu bym ją polecił. Chętnie wracam do „Małego Księcia” i „Jana XXIII”.
Czy Ksiądz gotuje?
Uwielbiam gotować. Mógłbym być kucharzem. Wolałbym – szczerze mówiąc – być na tej parafii gospodynią niż wikarym, ale niestety takiego stanowiska na tej placówce nie przewidziano.
Ulubiona potrawa.
Uwielbiam gotować, ale jeszcze bardziej kocham jeść. Ulubione potrawy: goloneczka – mała (lepiej zjeść trzy małe niż jedną dużą – wiórowatą i przerośniętą), tradycyjne wołowe zrazy, bigos, flaki, ziemniaki ze szpyrkami i zsiadłym mlekiem. Bardzo cenię ludzi, którzy znają się na jedzeniu; ale ci, którzy jednego dnia jedzą u mnie golonkę (wg własnego przepisu) i mówią, że jest pyszna, a za dwa dni jedzą pieczonego kurczaka z hipermarketu i też mówią, że jest pyszny, to są kulinarne nieużytki – nic nowego nie wniosą do sztuki gastronomicznej.
Ulubiony rodzaj muzyki?
W samochodzie raczej rozrywkowa, a w domu lubię posłuchać Haendla, Bacha i wszelkiej muzyki barokowej, szczególnie klawesynu.
Ulubiona dyscyplina sportu?
Nigdy nie pasjonowałem się sportem. Rzadko też oglądam wszelkie relacje sportowe w telewizji, a sport uprawiam tylko rekreacyjnie.
Film, teatr?
Jedno i drugie, aczkolwiek częściej kino. Do kina można iść z marszu, ale kilka razy w roku bywam też w teatrze.
Spotkana osoba, która wywarła największe wrażenie?
Papież. Po Mszy Św. na hipodromie stałem przy wyjściu z windy i pamiętam, że - gdy wychodził - w pewnym momencie spojrzał na mnie. Ten błysk w jego oczach mnie sparaliżował. Dopiero kiedy wyciągnął do mnie rękę – podszedłem.
Gdyby miał Ksiądz jeszcze raz szansę wyboru i ułożenia sobie życia – czy wyglądało by ono tak samo?
Wszyscy księża odpowiadają pewnie: tak, oczywiście. A ja nie wiem... Być może. Ale uważam, że najważniejsze to być człowiekiem, wierzyć, kochać, a sytuacja, w której to człowieczeństwo i wiara rozwijają się to już sprawa drugorzędna. A gdyby nie wybrał Ksiądz kapłaństwa, to kim mógłby Ksiądz zostać?
Lekarzem – specjalizacja chirurgia albo ginekologia. Zawsze tez marzyłem aby zostać leśnikiem.
Plany na przyszłość?
Mam takowe – jak każdy człowiek. Ale nie będę ich zdradzał.
Motto życiowe.
„Kto przed krzyżem ucieka krzyż cięższy dostanie”. Niestety sprawdza się ono w życiu. A tak zupełnie luźno to: im więcej przebywam z ludźmi, tym bardziej kocham zwierzęta.
Dziękuje za rozmowę.