Przedstawiamy wspomnienia naszych Parafian zebrane z okazji 50-lecia Święceń Kapłańskich ks. kan. Henryka Bietzke, Pierwszego Proboszcza naszej parafii i budowniczego kościoła.
Abyśmy mieli zawsze takich dobrych kapłanów
Z księdzem Henrykiem, pierwszym proboszczem, nasza rodzina współpracowała przez przeszło 30 lat. Zaliczaliśmy się do zespołu, który wspierał księdza Henryka; należeliśmy do grupy parafian zwanych “domownikami plebanii”. Ale zacznijmy od początków historii naszej parafii.
Mieszkańcy Osowy i Wysokiej zawsze chcieli mieć kościół blisko swych domostw. Bo do Chwaszczyna było 5 kilometrów, a do Oliwy 9. Nie było to jednak możliwe do zrealizowania przy tak małej liczbie rodzin. Dopiero, jak powstały osiedla “szkolne” i “stoczniowe”, to w latach 70. budowa kościoła mogła stać się realna, z czego bardzo się ucieszyły tutejsze rodziny. I wtedy poznaliśmy ks. Henryka Bietzke. Wiemy, że ksiądz Henryk pytał proboszcza Chwaszczyna, św. pamięci ks. kanonika Mineta, z kim się ma skontaktować. Ksiądz kanonik skierował naszego księdza proboszcza do Pana Felchnera i do nas. I od tego się zaczęło - zostaliśmy wchłonięci do tej sprawy.
Wtedy, gdy szukano miejsce pod kościół, był to czas komunizmu. Władze tylko tam, gdzie najgorzej, umieszczały kościoły, jeśli wogóle pozwalały je budować. Najpierw proponowali na wysypisku śmieci we wsi Wysokiej. Później w Barniewicach na jakiejś topieli. To mój świętej pamięci brat Józef i jego żona Maria ofiarowali ziemię pod budowę kościoła. Kiedyś to była nasza wspólna ziemia, ojcowizna. Po podziale część brata, darowana, mogła zostać przeznaczona pod kościół. I dlatego kościół stoi na naszej ojcowiźnie.
Wspominamy sam początek działalności naszej parafii. Była to pierwsza msza święta na ściernisku, w pierwszą niedzielę września 1980 roku. Tam rosło żyto, jeszcze nie było żniw, jak rozpoczęliśmy budowę kaplicy, ale brat wykosił to miejsce, gdzie miała powstać kaplica. I tam odprawiana była pierwsza msza święta. W 1980 roku było pierwsze Boże Narodzenie w naszej parafii. Kaplicę wybudowaliśmy w cztery miesiące. Pasterka była już w kaplicy, co prawda była tylko w połowie zadaszona, ale była czynna.
Ksiądz Henryk jeden rok i zimę dojeżdżał swoim samochodem. Na polu stawiał swojego malucha; to było jego biuro, jego jadalnia. Tam siedział, prowadził biuro parafialne, miał wgląd na budowę. A dopiero, jak postawiliśmy kaplicę, to wtedy szybko zbudowaliśmy plebanię przy kaplicy. Tam miał mieszkanie i salki katechetyczne (wtedy nauka religii odbywała się przy kościele). Jakie było, ale było to mieszkanie i ks. proboszcz mógł się do niego wprowadzić. To był rok 1981.
W tym też czasie ksiądz Henryk zwoływał krótkie spotkania w małym gronie. To był p. Felchner, Jan i Józef Wandtkowie i p. Kibort. Nieraz był Jurek Drewa, mój szwagier, Leon Groth. Poźniej doszli Kreftowie, dołączyli Dawidowscy i inni.
Ponieważ na plebanii nie było gospodyni, zwłaszcza kiedy przybył pierwszy ksiądz wikariusz, to przez jakiś czas, na śniadania i obiady, księża chodzili do rodzin w sąsiedztwie. W ten sposób panie pomagały, jak mogły. Uważamy, że czy to robota na budowie kościoła, czy praca przy kuchni - był to też udział w tworzeniu parafii. Tym bardziej, że ksiądz proboszcz miał bardzo ciężkie życie, bardzo ciężki początek. Nie miał doświadczenia w budownictwie, było bardzo kiepsko z materiałami. To on miał szczęście, że od początku miał grupę fachowców, zwłaszcza naszego “Majstra” Felchnera.
Natomiast, jak pokazano nam projekt naszego kościoła, to nam się od razu podobał. Ksiądz Henryk mówił nam, że to będzie taki wycinek tortu. Makieta nowego kościoła stała w przedsionku kaplicy. Podoba nam się także wystrój wewnętrzny kościoła, zaproponowany przez księdza Henryka, bo myśmy widzieli, będąc na pielgrzymce do Włoch, oryginał krzyża w Asyżu. A piękna droga krzyżowa stanowi całość z krzyżem.
Takie były początki, a przez prawie 30 lat parafia nasza wybudowała kościół i rozwijała się w oparciu o ofiarność i współpracę ludzi.
A Jubilatowi, naszemu wielkiemu Przyjacielowi, księdzu Henrykowi, z okazji 50 - lecia kapłaństwa, życzymy zdrowia i wspomożenia Bożego w Jego pracy duszpasterskiej na emeryturze. Abyśmy zawsze mieli takich dobrych kapłanów!
Regina i Jan Wandtkowie
Mile wspominam współpracę z Księdzem Kanonikiem Henrykiem Bietzke
W latach 70 – tych ubiegłego wieku wybudowano w Osowej tak zwane stoczniowe osiedle mieszkaniowe, w którym zamieszkałem w 1976 roku i nawiązałem kontakt z ówczesnym proboszczem Chwaszczyna, Janem Minetem, w czasie corocznych kolęd parafialnych. Miałem również sposobność poznania księdza prałata Józefa Bigusa z sąsiedniej parafii Matarni, od którego dowiedziałem się, że czynią starania o budowę nowego kościoła, ale z lokalizacją w Barniewicach, co oznaczało, że nie zabezpieczy to obsługi parafialnej mieszkańców Osowej.
Bez szerszych konsultacji i kontaktów, w porozumieniu z panem Zygmuntem Manderlą, jednym z mieszkańców osiedla, wystosowaliśmy pismo do UM Gdańsk, z podpisem proboszcza ks. Mineta, o informacje o terenie dla budowy kościoła w Osowie. W 1978 roku otrzymaliśmy wskazanie lokalizacyjne, na terenie dawnego wysypiska śmieci Sopotu, w obecnym miejscu lokalizacji sprzedaży i serwisu samochodów Haller. Od takiej lokalizacji kościoła, na obrzeżach osiedla, odwołaliśmy się, za pośrednictwem Kurii w Pelplinie, z propozycją zmiany na centrum Osowy.
W 1979 roku Urząd Miejski w Gdańsku wskazał kolejne lokalizacje kościoła: na linii dzielącej Osowę na część północną i część południową. W ulicy Pegaza wskazano możliwe trzy lokalizacje. Wspólnie z przedstawicielem Kurii, ówczesnym księdzem Śliwińskim, została wybrana lokalizacja w miejscu wzniesionej Świątyni. Oczywiście, nie odbyło się to bez problemów, bowiem wskazania dotyczyły gruntów dwóch właścicieli: Pana Józefa Wandtke i Pana Trocia, gdzie dzisiaj jest stolarnia, a nam chodziło o ograniczenie budowy na gruncie jednego właściciela. Wreszcie doprowadzono do ostatecznego wyboru i zatwierdzenia lokalizacji.
Pozostawał problem kapłana. Z podpisem księdza kanonika Jana Mineta, do Kurii Biskupiej w Pelplinie, złożony został wniosek o skierowanie kapłana. Po jakimś czasie otrzymaliśmy telefon, że naszym proboszczem będzie ksiądz mgr Henryk Bietzke, wikary z kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni. Niezwłocznie, z majstrem budowlanym Panem Edmundem Felchnerem, pojechaliśmy do Gdyni. Tam poznaliśmy księdza Henryka i odbyliśmy pierwsze rozmowy. Potem, już na roboczo, wszystko odbywało się w Osowie. Lokalizacja już została wybrana. Przed nami było zrealizowanie całego procesu inwestycyjnego, w tym określenia warunków do projektowania oraz przygotowanie samej realizacji. Było to w latach niewyobrażalnie trudnych, skomplikowanych procedur, kiedy to na wszystko musiały być przydziały, a życie na kartki żywnościowe, wszystko otrzymywane z kolejki, tego nawet nie usiłuję naświetlać i wyjaśniać, bo nikt tego nie zrozumie, jeżeli osobiście nie przeżył.
Dziękuję Bogu Najwyższemu za to, że w tamtym czasie miałem przygotowanie teoretyczne i praktyczne w działalności inwestycyjnej, zdobyte na Politechnice Gdańskiej i Warszawskiej, w zakresie projektowania zakładów przemysłowych. Budownictwo sakralne opiera się bowiem na tych samych przepisach obowiązujących w pozostałych inwestycjach, a więc dla mnie nie było problemu. Majster budowlany, Pan Edmund Felchner, był doświadczonym praktykiem w realizacji budownictwa. Powstała także zaangażowana grupa osób.
Do projektowania, oprócz uzyskanej już lokalizacji, potrzebne były warunki techniczne, dane geologiczne terenu, podkłady mapowe oraz kryterium orzekania o dobroci opracowania. Po ich uzyskaniu, podjęte zostały prace projektowe kościoła i pełnej infrastruktury. Trzeba zaznaczyć, że było tam szczere pole. Wszystkie podejmowane decyzje akceptowane były przez proboszcza księdza Henryka Bietzke, który był odpowiedzialny za wszystko, między innymi za finansowanie inwestycji, załatwienie praw własności notarialnej gruntu pod kościół parafialny itd. Rozpoczęła się sukcesywna realizacja zadań, na co dzień wzrastało wzajemne zrozumienie, szacunek - realizacja krok po kroku tego, co konieczne i co możliwe. Realizowano nawet, z wyprzedzeniem, niektóre zakupy materiałowe.
Przełomem, dla przyspieszenia powstania parafii, był sierpień 1980. roku - historyczny strajk i powstanie Solidarności. Już 14. września 1980. roku, bez zgody władz i na ściernisku działki Pana Józefa Wandtke, odprawiona została pod gołym niebem pierwsza msza święta, z udziałem około 200 osób.
Przewidując trudności w budowie kościoła, przystąpiono bezzwłocznie do budowy kaplicy, pod kierunkiem majstra Edmunda Felchnera tak, że po trzech miesiącach, kaplica z zapleczem na mieszkanie dla proboszcza i zaplecze budowy, były gotowe na pasterkę 1980 roku. Kaplica służyła parafii około 9 lat, a dopiero 17.12.1986 roku otrzymała decyzję (znak: UAN-IV-838/610/86/JR), zezwalającą na użytkowanie kaplicy, z częścią mieszkalną i magazynową na ponad 5 lat, do 31. grudnia 1991 roku.
14. września 1982 roku odbyło się poświęcenie placu budowy kościoła przez ks. bpa Mariana Przykuckiego pod nowy kościół, w sytuacji, kiedy dopiero na jedną godzinę przed uroczystością uzyskaliśmy zatwierdzenie planu realizacyjnego budowy, z pozwoleniem na budowę kościoła! Odczuwam potrzebę, aby podać po raz pierwszy do publicznej wiadomości, że jako wysłannik księdza proboszcza po odbiór tego niezwykle ważnego dokumentu, usłyszałem, od wręczającego mi decyzję, nie żyjącego już dzisiaj, architekta Miasta Gdańska mgr inż. arch. Ryszarda Żesławskiego, słowa: “... powiedz w zaufaniu proboszczowi i biskupowi, że nie czytałem, a podpisałem decyzję o zatwierdzeniu planu realizacyjnego zabudowy terenu, z pozwoleniem na budowę kościoła”.
W rok później, wiosną 1983 roku, po przygotowaniach, ruszyły prace budowlane, począwszy od wytyczenia geodezyjnego, robót ziemnych z wykopami pod fundamenty, następnie wyprofilowanie ręczne dna ław na gruncie rodzimym, nie naruszonym. Wspominam ze wzruszeniem wiosenny dzień 1983 roku, kiedy to z dwoma mieszkańcami naszej parafii wyznaczyliśmy punkt bazowy budowy (narożnik fundamentu wieży) naszej świątyni, niezbędny dla wszystkich pomiarów poziomych i pionowych. Miała wtedy miejsce pierwsza nieoficjalna uroczystość, z udziałem księdza proboszcza. Mianowicie, sporządzono ręcznie krótki akt erekcyjny, który podpisał ks. Henryk Bietzke i nasza trzyosobowa ekipa. Po modlitwie i poświęceniu, dokument ten, z krzyżykiem podarowanym przez księdza proboszcza, umieszczono w rurze stalowej ocynkowanej i zabetonowano w punkcie bazowym kościoła. W następnych dniach rozpoczęto zalewanie betonem wszystkich ław fundamentowych.
14. września 1983 roku, w tym samym narożniku fundamentu wieży, w jego części górnej, ksiądz biskup Marian Przykucki dokonał wmurowania kamienia węgielnego świątyni.
Następne lata, aż do 15. czerwca 1992 roku, dnia konsekracji świątyni przez abp Metropolitę Gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego, były czasem kontynuacji budowy i wyposażania kościoła i jego zaplecza. Umacniały się zaufanie i szacunek dla wszelkich poczynań księdza proboszcza i do jego stosunku wobec wszystkich wspierających inwestowanie. Ceniliśmy bardzo równoczesne rozwijanie prac duszpasterskich, umacniających nową parafię.
Po tych niecałych 10 latach podstawowego inwestowania, świątynia była upiększana, przeżywaliśmy w niej różne okoliczności rocznicowe, jubileuszowe, aż do wielkiej zmiany w 2008 roku, kiedy to ksiądz kanonik Henryk Bietzke, po 28 latach posługi duszpasterskiej jako proboszcz, przeszedł na zasłużoną emeryturę. To, co pozostawił, co jest widoczne gołym okiem i to co jest sferą ducha nowej parafii, na wieczność pozostanie miłe Bogu, nam i potomnym.
Szczęść Boże naszemu proboszczowi - seniorowi w Jego dalszej posłudze duszpasterskiej.
Stanisław Kibort (senior)
Nasz ks. Proboszcz Henryk Bietzke
W Gdańsku – Osowej, w latach 70 – tych, powstało osiedle mieszkaniowe dla pracowników przemysłu okrętowego i związanych z nim przedsiębiorstw. Powstała też nowa Parafia pw. Chrystusa Zbawiciela i konieczność budowy kościoła.
Od samego początku wiodącą postacią był ks. Proboszcz Henryk Bietzke. Jego energia i zdolności organizacyjne, co w tamtych czasach było szczególnie istotne, przyczyniły się do powstania Parafii, a zaraz potem projektu kościoła i jego budowa.
Nieliczna wtedy społeczność Osowy brała aktywny udział w powstawaniu Parafii, a na pierwszym planie zawsze był Nasz ksiądz Proboszcz Henryk Bietzke.
Upływały lata, przybywało mieszkańców Osowy, Parafia okrzepła, a w naszej świadomości zawsze było, że jest Nasz ksiądz Proboszcz Henryk Bietzke.
Po niewielu następnych latach Osowa się rozrosła i potrzebny był drugi kościół i nowa parafia. Głównym inicjatorem powstania drugiej parafii w Osowej, oczywiście zgodnie z decyzją władz diecezjalnych, był Nasz ksiądz Proboszcz Henryk. Dzięki bezpośredniemu wsparciu i organizacyjno – dyplomatycznym działaniom Naszego Księdza, rozpoczęto budowę nowego ośrodka duszpasterskiego. Projekt kaplicy, budynku parafialnego, a później kościoła parafialnego powstał w Pracowni Architektonicznej p. Kozickich w Osowej. Główny ciężar powstawania Parafii pw. św. Pokarpa i budowy kościoła podjął ksiądz Proboszcz Wiesław Szlachetka, obecnie biskup pomocniczy Archidiecezji Gdańskiej.
Czas płynie i ksiądz Henryk Bietzke przeszedł na emeryturę.
Ale cały czas jest!!! Jest z nami Nasz ksiądz Henryk Bietzke.
Wiesław Szyślak, architekt
Osowa ma szczęście do dobrych księży
Do Osowej wprowadziliśmy się na początku 1984 r. Od tego czasu datuje się znajomość z ówczesnym proboszczem Parafii pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela Księdzem Henrykiem Bietzke. O księdzu można napisać właściwie jedynie same dobre rzeczy. Ale nie będą one zbyt odkrywcze. Parafianie wiedzą, że Ksiądz Henryk wygłasza doskonałe homilie, że ma duże poczucie humoru, że okazuje ludziom swoją życzliwość, że wybudował kościół, że jego wieloletni wikary Ksiądz Wiesław mógł w naszej parafii rozwijać się naukowo, literacko i co z tego wyniknęło dla Kościoła Gdańskiego, że dla dobra mieszkańców Osowej, zainicjował podział parafii, którą zarządzał, by mogła powstać parafia pod wezwaniem św. Polikarpa Biskupa. Wiedzą także, że jest osobą, która nigdy nic dla siebie nie wymagała. Więc napisać z okazji Jubileuszu 50- lecia kapłaństwa cos oryginalnego jest naprawdę trudno. Spróbuję podzielić się z czytelnikami dwiema anegdotkami, które mam nadzieje wzbogacą wiedzę o Księdzu. Jeszcze w okresie, gdy spotykaliśmy się na niedzielnej liturgii w kaplicy, często podjeżdżaliśmy z małymi dziećmi samochodem. Jak na tamte czasy, dosyć przyzwoitym. Mieliśmy także Fiata 126 i gdy po mszy św. odjeżdżaliśmy tym samochodem spod kaplicy, zatrzymał nas Ksiądz Henryk i zapytał „ co się stało”. Po wyjaśnieniu usłyszeliśmy: „Dzieki Bogu, jak zobaczyłem tego Fiata, to pomyślałem, że coś złego u was się dzieje.
Kolejne wspomnienie jest także odległe w czasie i związane jest dodatkowo z wikarym -Księdzem Wiesławem Szlachetką. W Święto Trzech Króli, które wtedy nie było dniem wolnym od pracy, podjechałem do kaplicy, by dowiedzieć się, o której godzinie będzie msza święta. Ksiądz Henryk odpowiedział: „Właśnie ksiądz Wiesław odprawił ostatnią”. Podziękowałem i powiedziałem, że pojadę do katedry. Na to Ksiądz Proboszcz: „Do katedry?” i zaraz dodał: „Wiesiu, odpraw panu mszę świętą.” I choć się wzbraniałem , Ksiądz Wiesław ubrał się w szaty liturgiczne i odprawił mszę świętą śpiewaną. Intonował modlitwę i pozostawiał mnie z nią. Co wtedy przeżyłem i czy się skompromitowałem? Zdaję się na Państwa wyobraźnię.
W późniejszym okresie, gdy powstała Rada Osiedla, Ksiądz Proboszcz spełniał w Osowej także rolę mecenasa. Pozwalał, by koncerty odbywały się w świątyni i miał jeszcze zwyczaj obdarowywania wykonawców.
Na wiele naszych propozycji odpowiadał zawsze pozytywnie. Te jego piękne cechy pozwalały i pozwalają nam mówić, że Osowa ma szczęście do dobrych księży. Wyłącznie dobrych.
Drogi Jubilacie, Wielebny Księże Henryku, życzymy Księdzu Błogosławieństwa Bożego i Matki Najświętszej, do której ma Ksiądz tak wielkie nabożeństwo, długich lat w zdrowiu i sympatii oraz życzliwości parafian.
Maciej Przybylski, Przewodniczący Rady Osiedla
Dziękujemy za wszelkie dobro otrzymane od Boga za Twoim pośrednictwem
Żeby dać wyobrażenie o zasługach, ogromie pracy i poświęcenia dla nas, Czcigodnego Jubilata - ks. Henryka Bietzke, przypomnę niektóre z ważnych wydarzeń czasu powstawania parafii p.w. Chrystusa Zbawiciela.
Mieszkańcy Osowy, Wysokiej i Barniewic, już przed II wojną, myśleli o zbudowaniu choćby kaplicy, bo do kościoła parafialnego w Chwaszczynie, jak również do kościołów w Oliwie (na terenie Wolnego Miasta) odległość była spora. Zamiary te zniweczyła II wojna światowa. W okresie powojennym nie było żadnych możliwości wystawienia nawet skromnego kościoła.
Potrzeba parafii stała się paląca, gdy w Osowie zaczęło szybko przybywać mieszkańców. Około roku 1970, wśród przedwojennych zabudowań tutejszych mieszkańców, zaczęły powstawać domy, przeznaczone dla pracowników stoczni i ich rodzin. Osiedle zostało zainicjowane przez Zrzeszenie “Okrętowiec”. To wtedy ks. bp Marian Przykucki, wziąwszy pod uwagę sytuację rozrastającej się miejscowości, ustanowił parafię w Osowie i mianował jej proboszczem księdza Henryka Bietzke. Była radość z powstania parafii osowskiej i “posiadania” proboszcza, ale do zbudowania własnego kościoła było jeszcze bardzo daleko. Te czasy zostały wyczerpująco opisane w opracowaniu “20 - lecie Parafii p.w. Chrystusa Zbawiciela w Gdańsku - Osowie” z roku 2000.
W mojej pamięci zostanie na zawsze pierwsza msza święta w naszej parafii, która odprawiona została 14. września 1980 roku. Na ściernisku, na skłonie pagórka, w pobliżu zarośniętego oczka wodnego, stanęła wiata, a właściwie ścianka z szarych desek. Mensą był prosty stół, przy którym ksiądz proboszcz Bietzke odprawił pierwszą mszę świętą w parafii. Było to dla nas wielkie i wzruszające przeżycie, również dlatego, że przypominało zgromadzenie tłumu nad jeziorem Genezaret, słuchających nauk Pana Jezusa. Rozchodziliśmy się w milczeniu, pełni nadziei, że Pan Bóg czuwa nad nami i będzie nas błogosławił w zaczętym dziele. Wiedzieliśmy, że przed parafianami długi i trudny okres, a najbardziej trudna i najeżona przeciwnościami będzie droga księdza proboszcza. Były to niespokojne lata osiemdziesiąte XX wieku, kiedy załatwianie spraw administracyjnych, zdobycie materiałów budowlanych, pozyskanie fachowców itp - wymagało nadzwyczajnychwysiłków, czasu i odporności psychicznej. To wszystko posiadał nasz niezwykle energiczny, nieugięty, z dobrym podejściem do ludzi - kochany ksiądz Henryk.
Znaleźli się właściwi ludzie, którzy zaczęli realizować wizję księdza proboszcza. W ciągu 3 miesięcy od pierwszej mszy świętej powstała mała, prowizoryczna kaplica. W czasie Pasterki, dach osłaniał tylko ołtarz, na wiernych zgromadzonych wewnątrz kaplicy i poza nią padał śnieg. Mnie kojarzyło się to ze wspomnieniem naszych braci o sióstr wywiezionych na Syberię, którzy podobnie przeżywali narodziny Dzieciątka Jezus. Nas, parafian zgromadzonych na miejscu przyszłego kościoła, ożywiała nadzieja i wielka radość. Byliśmy pewni, że mimo wielkich przeciwności doczekamy się własnego kościoła w Osowie. I tak się stało.
Po dziewięciu latach niezmiernych trudów księdza proboszcza, z udziałem wiernych parafian, dzięki łasce Bożej, zakończył się pierwszy rozdział budowy naszego przybytku. 31. maja1989 r., gdy nasz proboszcz obchodził 25 - lecie swego kapłaństwa, odprawił w nowym kościele pierwszą, uroczystą mszę świętą. Wiele było jeszcze potrzeb i spraw do wykonania, ale z czasem, dzięki czynnemu udziałowi parafian, nasza świątynia stawała się coraz piękniejsza i dobrze służyła wiernym.
My, parafianie, odczuwamy wielką wdzięczność i podziw dla naszego kochanego i zasłużonego Pasterza. Umiał On mieszkańców Osowy, pochodzących z różnych stron Polski, duchowo zjednoczyć w żywą, prężną i rozwijającą się parafię. Znakiem przychylności Bożej dla działań księdza Bietzke jest fakt, że pierwszy tutejszy wikary - ks. Wiesław Szlachetka, został wyniesiony do godności biskupiej w diecezji gdańskiej.
Nasz Drogi Proboszczu.
50 - lecie Twego kapłaństwa jest okazją, żeby wyrazić Ci wielkie podziękowanie, uznanie i wyrazy wdzięczności. Dziękujemy, nasz kochany Pasterzu, za wszelkie dobro otrzymane od Boga za Twoim pośrednictwem. Dziękujemy z serca za wszystkie dobre dni przeżyte razem z Tobą. Będziemy ciągle wspierać Cię modlitwą i dobrą myślą.
Elżbieta Różycka, lekarz emeryt
Złote Gody Kapłańskie w okresie maryjnym
Piszę te słowa ze szczególnej okazji, jaką jest Złoty Jubileusz Kapłaństwa naszego Proboszcza Seniora Księdza Kanonika Henryka Bietzke, założyciela naszej parafii pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela i budowniczego naszej świątyni.
Nasza parafia żyje już 34 lata, a w swojej historii odnotowała już wiele uroczystości jubileuszowych. Pierwszym z nich było między innymi 25-lecie i 30-lecie Parafii Chrystusa Zbawiciela, rok później również 30 –lecie naszego Chóru im. ks. prof. Józefa Orszulika, a w całym tym okresie mieliśmy szczęście przeżywać indywidualne jubileusze poszczególnych parafian – par, związanych z ich rocznicami pożycia małżeńskiego. Były to rocznice różne, srebrne, złote, diamentowe i inne, będące wielkim przeżyciem dla poszczególnych rodzin jak i naszych duszpasterzy, wśród których zawsze obecny był z nami ks. Henryk Bietzke. Nic w tym zresztą dziwnego, bo jako proboszcz, był zawsze z nami, zawsze uczestniczył i organizował wszelkie parafialne wydarzenia, a było ich wiele. Osobiście byłem zaangażowany w organizowanie i działalność chóru, więc moje świadectwo w tym temacie może być pełne i godne zaufania. Otóż ks. proboszcz Henryk Bietzke zawsze nas wspierał i zachęcał do śpiewania. Przede wszystkim był zawsze obecny na wszystkich koncertach, organizowanych w naszej parafii, po których wyrażał swoją opinię i zachęcał do dalszych wysiłków. Bywał wielokrotnie na próbach chóru (zwłaszcza w stanie wojennym), bywał na naszych zebraniach, opłatkach czy innych imprezach. Również byłem osobiści zapraszany przez ks. proboszcza na spotkania, podczas których wymienialiśmy poglądy na wiele różnych spraw. Ten miły kontakt i wsparcie czujemy do dziś. Popierał nasze inicjatywy, związane z zapraszaniem do parafii muzyków i śpiewaków zawodowych, czy też studentów akademii muzycznej. Życie muzyczne parafii zapoczątkowane przez chór, a nieustannie wspierane przez proboszcza, zaowocowało powstaniem kolejnych zespołów wokalno - muzycznych, wyzwalając w parafii możliwości bogatego życia muzycznego, a tym samym modlitwy muzycznej (kto śpiewa modli się podwójnie) rozbrzmiewającej w różnych stylach i według potrzeb poszczególnych grup.
Kończąc, pragnę zauważyć, że jubileusz Księdza Henryka Bietzke przypada w maju, w miesiącu maryjnym, a więc Złote Gody Kapłańskie w okresie maryjnym. Jest to okres bardzo miły, co odczuwamy jako chórzyści śpiewając pieśni maryjne, jako bardzo wdzięczne i piękne zarówno pod względem melodii, jak i słów, czyli poezji będącej kanwą i treścią tych pieśni. Ksiądz profesor Stanisław Zięba napisał książkę, w której wskazał, że największe dzieła muzyczne zawsze były związane z chrześcijaństwem i oparte o treści pisma świętego. Za sprawą Ducha Świętego były źródłem natchnienia wielkich kompozytorów. Szukając analogii można by tak samo powiedzieć, że twórczość maryjna jest także oparta o natchnienie. Urodzony 18. maja 1920 roku w Wadowicach Jan Paweł II, także widział swoje działanie i życie przez pryzmat oddania się Matce Bożej poprzez swoje hasło Totus Tuus. I wreszcie moje osobiste odniesienie to fakt, że moja mama Jadwiga urodziła się także w maju (17 maja), a mając siedmioro dzieci do wychowania, zawsze w trudnych chwilach, poprzez różaniec, szukała opieki Maryi.
Myślę, że ksiądz Henryk Bietzke - Złoty Jubilat, który z tych 50 lat, aż 34 lata spędził w naszej Parafii, ją organizował i rozwijał, miał z pewnością swoje osobiste odniesienie do opieki Matki Bożej. Pisząc te słowa pragnę w imieniu swoim osobistym, swojej rodziny, a przede wszystkim chórzystów, podziękować za te lata opieki, za wsparcie w różnych sytuacjach oraz życzyć na dalszej drodze kapłańskiej zdrowia, dalszego długiego życia w środowisku naszej parafii oraz dalszej aktywności i spełnienia swoich planów, które ks. Jubilat z pewnością jeszcze ma. Szczęść Boże!
Konrad Hoga ze swoją Rodziną oraz Rodziną Chóralną
Najbardziej zapamiętałem Jego zaangażowanie w śpiew...
Moje pierwsze wspomnienia związane z ks. Henrykiem sięgają lat 90. XX wieku. Wtedy to, jako 9-letnie dziecko miałem okazję brać czynny udział w przygotowaniach do I Komunii Świętej. Całą grupą dzieci pierwszo - komunijnych zajmował się nie kto inny, jak ks. Proboszcz Henryk. Do dziś pamiętam, jak zwracał nam uwagę, by nie czynić znaku krzyża w trakcie przyklękania przed Najświętszym Sakramentem, skoro żegnaliśmy się już wchodząc do kościoła. Najbardziej jednak zapamiętałem Jego zaangażowanie w śpiew. Potrafił nas tak zmotywować, że każde dziecko śpiewało pełnym głosem wszystkie pieśni - co warto podkreślić - głównie tradycyjne. Jakież było Jego zdziwienie, gdy na jednej z prób zauważył, że w książeczce do nabożeństwa nie ma pieśni „Barka”. Ciekawe, czy w dzisiejszych książeczkach ta pieśń już jest. Cały czas poprawiał nas, żeby ostatnie (z trzech) „Alleluja” śpiewać „Al-le-e-lu-u-ja”, a nie „A-a-lle-lu-u-ja”.
Zamiłowanie do śpiewu i muzyki ks. Proboszcza Seniora jest dobrze znane parafianom. Ilekroć ma tylko okazję, z wielkim sercem dziękuje zespołom muzycznym za udział w wydarzeniach parafialnych, a i sam jest wytrawnym śpiewakiem. Któż jak ks. Henryk zaśpiewa dziś „Idźcie w pokoju Chrystusa, Alleluja, Alleluja” nie robiąc pauzy między pierwszym i drugim „Alleluja”, lecz pięknie je łącząc? Nic, tylko słuchać i przyjmować łaski zmartwychwstałego Chrystusa, który przez kapłana posyła nas w pokoju, aby głosić zbawienie wszystkim narodom.
Jako członek zespołu Effatha mogę bezpośrednio doświadczać życzliwości, którą ks. Henryk okazuje zespołom muzycznym. Najszybciej i najgłośniej rozpoczęte brawa po każdym koncercie to przecież znak rozpoznawczy naszego Jubilata. Swoją aprobatę i wdzięczność wobec działań zespołu wyrażał odkąd pamiętam, czyli mniej więcej od 1998 roku, wtedy jako Ksiądz Proboszcz, a dziś jako Ksiądz Proboszcz Senior. Za tę przychylność w imieniu całego zespołu Effatha serdecznie dziękuję.
A z okazji Jubileuszu 50 – lecia kapłaństwa, wraz z całym zespołem Effatha, składam Księdzu Henrykowi życzenia obfitości łask Bożych, nieustającego entuzjazmu i bycia dla nas „świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa” (Benedykt XVI, Spotkanie z duchowieństwem, Warszawa, 25 maja 2006).
Mariusz Pergoł, leader EFFATHY
Nasz ks. Proboszcz
Już z parę dni będziemy mieli możliwość uczestniczenia w niezwykłym jubileuszu – 50-lecia kapłaństwa naszego Proboszcza ks. Henryka Bietzke. Bliższą znajomość z ks. Henrykiem zawdzięczam temu, że przez kilka lat byłam katechetką. Pamiętam jak życzliwie przyjął moją decyzję o podjęciu pracy jako nauczyciel religii. Praca ta sprawiła, iż miałam możliwość współpracy z Ks. Proboszczem, biorąc czynny udział w nabożeństwach wspólnie z wychowankami.
Ks. Jubilat zawsze był bardzo otwarty na zaangażowanie w Kościele dzieci – przygotowywaliśmy Drogi Krzyżowe, Nabożeństwa różańcowe, procesje Bożego Ciała, oprawę liturgiczną Mszy św. dla dzieci, rocznice I Komunii św. Ks. Henryk chociaż czasami „zganił”, za chwilę przychodził, uśmiechał się, dziękował i obdarowywał książkami, gazetkami, słodyczami.Za każdym razem też zezwalał na prowadzenie akcji charytatywnych na rzecz dzieci z ubogich rodzin lub na misje. Nigdy nie powiedział „nie”, a nawet sam przychodził i coś kupował. Popierał wszystkie inicjatywy. Jako parafianka, nigdy nie słyszałam, by wołał o wsparcie finansowe, a wręcz dzielił się z innymi. Nie zapomnę, jak któregoś roku na roratach(a było to 8 grudnia) przyszedł i powiedział, że dzwonił ks. opiekujący się Domem Samotnej Matki w Matemblewie i prosił o pomoc, bo nie mają czym zapłacić za ogrzewanie. Zebrał tacę, a do tego jeszcze dołożył pokaźną kwotę (chyba 3000 zł). Zawsze uśmiechnięty, skromny, szczodry, szczery, pozdrawiający z daleka, pytający się „i co tam słychać?”, wyciągający rękę w geście powitania.
Niestrudzony, niezwykle systematyczny - codziennie rano jadąc do szkoły, widzę jak około godz. 7.35 wraca już ze sklepu.
Dla mnie jest to tez człowiek modlitwy. Zawsze stara się nią otoczyć tych, których spotyka w kościele, na Mszy św. Jego kazania trafiają do słuchaczy. Nie boi się w nich poruszać trudnych spraw, wykazuje się dużą wiedzą. Jest przy tym odważny, zawsze mówi to co myśli – nie owija w bawełnę.Dla mnie będzie to zawsze „nasz Ks. Proboszcz”. Mam nadzieję, że Pan policzy Jemu te 50 lat pracy kapłańskiej. Życzę Mu z całą rodziną, by Bóg na dalsze lata posługi obdarzał Go swoja łaską z nieba a Maryja otuliła swoim płaszczem.
Marzena Litwińska